Domena, jak napisałem tutaj, jest unikalna. To znaczy, że jeśli Ty wykupisz domenę ze swoim imieniem i nazwiskiem, nie zrobi za Ciebie tego nikt inny. I na odwrót. Na stronie, która z założenia ma wskazywać Ciebie, Twój pomysł, nikt nie utworzy czegoś innego. Rozum to nie inaczej jak: nikt nie będzie się pod Ciebie podszywał! To samo dotyczy Twoich pomysłów.
Z życia wzięte.
Któryś z kolei raz zgłosiła się do mnie osoba bym ogarnął jej temat adresu. Jakież jest zdziwienie gdy mówię, że adres jest zajęty. Wtedy najczęściej słyszę „ale jak to!? przecież nazwa została stworzona przeze mnie (..) przecież to skrót (…) tam jest moje nazwisko (…) używam tej nazwy od prawie roku (…) nie ma opcji by takie dziwactwo wymyślił ktoś inny…” – no jednak jest.
Swoimi pomysłami najczęściej chwalimy się w sieci: na Facebooku, Instagramie czy Youtubie. Zapominamy, iż tam jedynie posiadamy konto czy kanał o danej nazwie. Nie rejestrujemy swojej nazwy! Nie rezerwujemy domeny. Jeśli nasz kanał zdobywa popularność, a nie jest znakiem towarowym, ktoś cwany może w łatwy sposób podebrać nam pomysł. Rejestruje nazwę na siebie, tworzy stronę internetową z podobnymi produktami (jeśli nie identycznymi, fikcyjnymi np. za pomocą udostępnianych publicznie przez nas zdjęć) i ustawia płatności na swoje konto – proste? Bardzo. Budzimy się po czasie, gdy nie wiedzieć czemu otrzymujemy negatywne opinie bądź zapytania gdzie jest towar.
Co wtedy?
W najlepszym przypadku ktoś jest „bardzo życzliwy” i nam tę stronę odsprzeda wraz z domeną. Kwota sprzedaży jest adekwatna do życzliwości tego kogoś i znacznie przekracza kwotę wykupienia i utrzymywania nowej domeny…
Możemy się również starać sądzić… Nie wiem co wychodzi taniej…
W świecie polityki, sportu czy (nie)kultury na porządku dziennym jest rejestrowanie domen z imieniem i nazwiskiem wschodzącej „gwiazdy”.
W mniej drastycznych przypadkach własny adres jest dobrą wizytówką. Dzięki niemu tworzymy przyjazne adresy e-mail. Łatwiej do nas trafić.